Wreszcie, po trwającej kilka tygodni burzy, pojawiły się
jakieś „konkrety” dotyczące europejskiej postawy względem kryzysu
zadłużeniowego. Na unijnym szczycie poświęconemu temu palącemu problemowi
Merkozy i spółka głowili się i głowili,
aż wreszcie urodziły się pewne rozwiązania. Czy jednak słuszny jest
towarzyszący tej chwili optymizm? Rynki finansowego zareagowały pozytywnie, ale
jest to raczej kwestia spadku napięcia jakie narastało ostatnimi dniami. Gdy
kurz opadnie niepewność powróci, to tylko kwestia czasu. Jakże ma być inaczej,
skoro żadnych strukturalnych problemów szczyt nie rozwiązał.
Główną metodą na walkę z zadłużeniem ma być długotrwały
wzrost gospodarczy. Chwilę później mowa, iż kraje strefy euro kontynuować będą
politykę oszczędnościową i reformy strukturalne. Jedno drugie wyklucza,
przynajmniej w przypadku krajów o wysokim współczynniku długu do PKB, Grecja jest tego doskonałym przykładem. Cięcia wydatków w pewnym momencie przestają
bowiem być sposobem na walkę z zadłużeniem, a stają się czynnikiem
przyśpieszającym jego narastanie. W przypadku PIIGS’ów większa konsolidacja
tylko pogłębi ich deficyty i stanie się przyczynkiem do kolejnych nawoływań do jeszcze głębszych cięć. A to tylko pogłębi
europejską recesję.
Kolejnym punktem jest „zachęcenie” sektora prywatnego do dobrowolnego
ograniczenia długu greckiego o 50% . Nieruszony ma być dług będący w posiadaniu
ECB i IMF w wysokości 150 mld euro. Czyli tak naprawdę mamy do czynienia z
planem ścięcia greckiego długu o ok. 30% - z 350 mld do 250 mld. W konsekwencji
zadłużenie Grecji w stosunki do PKB ma osiągnąć poziom 120% w 2020 roku (ze
160% obecnie). Długoterminowo żadna różnica, poziom ten jest nie do utrzymania
przez grecką gospodarkę, niezależnie od sztuczek magików z Brukseli.
Zwiększono także „siłę rażenia” EFSF – pomimo wcześniejszych
zapewnień ze strony obozu Merkel. Zdecydowano się na dwie metody lewarowania
funduszu: a) poprzez ubezpieczanie nowego długu krajów członkowskich – EFSF pokrywałby
część strat w sytuacji, w której dane państwo ogłosiłoby bankructwo; b) poprzez
utworzenie w raz z innymi podmiotami (np. IMF, państwowe fundusze majątkowe) spółki specjalnego przeznaczenia (SPV), która inwestowałaby w dług zagrożonych państw –
tu także EFSF w pierwszej kolejności ponosiłby straty. Oprócz dopuszczalnego
stopnia lewarowania (4 lub 5) więcej szczegółów nie podano. Można jednak pokusić
się o stwierdzenie, że wysokość lewara będzie raczej mniejsza – nikt nie zapała
chęcią do zakupu podejrzanego długu, jeśli EFSF pokrywać będzie jedynie
pierwsze 20% strat (lewar o wartości 5); bardziej prawdopodobny jest scenariusz
z niezbyt dużym lewarem (np. 2,5), w którym EFSF odpowiadałby za 40% strat.
Przedmiotem lewarowania nie będzie 440 mld euro, tylko 320
mld, gdyż 119 mld zostało już przez EFSF rozdysponowane. Założyć możemy zatem,
iż EFSF będzie dysponował kwotą pomiędzy 0,8 bln a 1,6 bln euro – co w
zależności od lewara może starczyć, a może nie starczyć na zakupy nowego długu
Hiszpanii i Włoch do końca 2014 roku (potrzeby pożyczkowe tych państw to ok.
1,25 bln euro). Pytanie co dalej? No i nie zapominajmy o tym, że przy
szacowaniu kwot potrzebnych do uspokojenia sytuacji podawano sumy rzędu 2 bln
euro i więcej...
Kolejnym postanowieniem jest konieczność dokapitalizowania
europejskich banków. Do połowy 2012 roku mają pozyskać 106,4 mld euro, a ich Tier 1 capital ratio ma wynosić 9%. Ciekawe, ciekawe, chyba w żadnych szacunkach
dotyczących dokapitalizowania europejskich banków nie padły niższe liczby. W
sierpniu szefowa IMF Christine Lagarde mówiła o 200 mld euro. W połowie września
IMF podwyższył swoje szacunki do 300 mld euro, zaś Nouriel Roubini z kolei
sugerował 280 mld euro. Sam Tier 1 capital też nie jest jakoś specjalnie warty –
u Dexi w chwili upadku wynosił on 12%.
Reasumując.
Szczyt nie rozwiązuje żadnych strukturalnych problemów, to
takie chwilowe danie strefie euro oddechu. Wyjście z kryzysu opierać się ma na
reformach strukturalnych. Ale powiedzmy sobie szczerze – w jakim stopniu walka
z biurokracją może zwiększyć konkurencyjność gospodarki? To nie te rzędy
wielkości.
Jedynym trwałym rozwiązaniem jest dewaluacja – tyle, że będzie mieć ona straszne konsekwencje (pogłębienie recesji, może nawet depresja w przypadku dewaluacji wewnętrznej) lub wyjście ze strefy euro z wszystkimi implikacjami (m.in. kryzys bankowy, bankructwa firm, etc.) w przypadku powrotu do własnej waluty.
Jedynym trwałym rozwiązaniem jest dewaluacja – tyle, że będzie mieć ona straszne konsekwencje (pogłębienie recesji, może nawet depresja w przypadku dewaluacji wewnętrznej) lub wyjście ze strefy euro z wszystkimi implikacjami (m.in. kryzys bankowy, bankructwa firm, etc.) w przypadku powrotu do własnej waluty.
Poza tym angażowanie Francji i Niemiec w ubezpieczanie długu
publicznego poprzez EFSF w ostateczności doprowadzi do przeniesienia kryzysu z PIIGS,
na ww. państwa. Rynki prędzej czy później powiedzą „sprawdzam” i zaczną
kwestionować możliwości EFSF. Bez wykorzystania ECB, który samą deklaracją
nielimitowanego wsparcia finansowego mógłby zagwarantować całemu przedsięwzięciu
wiarygodność, sytuacja do stabilnych nie należy. Trudno nie wskazać tutaj na
pewną analogię – Irlandia przed ubezpieczaniem strat swojego sektora bankowego
wcale nie była „chorym” państwem.