Nie minął nawet tydzień po euro-szczycie, a już sytuacja w
Grecji staje się napięta niczym stringi na Ryszardzie Kaliszu. Grecki premier, Georgios A.
Papandreou zapowiedział referendum (mające odbyć się prawdopodobnie w styczniu
2012), w którym Grecy zadedycować mają nad przyjęciem ustalonego przez
Merkozego i spółkę planu. Kołtuny interesów sprawiają, iż trudno określić o co tak na
prawdę toczy się gra.
Znamienne są trzy kwestie:
Znamienne są trzy kwestie:
Po pierwsze, referendum byłoby szansą na lepszą przyszłość
dla Greków. Z pewnością w ich interesie nie leży przyjęcie planu „ratującego Grecję”
. Prowadzi on bowiem do trwającej ponad dekadę tułaczki przez pustkowia
ekonomicznego niebytu, by ostatecznie doprowadzić grecką gospodarkę do stanu z 2009
roku. „NIE” w referendum oznaczałoby twarde bankructwo Grecji i powrót do
własnej waluty – pierwszy krok w kierunku powolnej i prawdopodobnie
bolesnej odbudowy. Oczywiście lud, pełen sprzeczności, kieruje się emocjami i
wyciąga niespójne wnioski (jak to lud) – wg ostatnich sondaży 60% Greków nie
akceptuje „planu ratunkowego”, ale też 70% chce pozostać w strefie euro.
Po drugie, greckie referendum mogłoby dać nadzieję na
demokratyzację procesów mających miejsce w obrębie strefy euro, a także samej
Unii Europejskiej. Wąskie grono osób zarządzających tymi podmiotami ma w
głębokim poważaniu opinię zwykłych ludzi, którzy przecież „nie rozumieją idei
integracji”. Swoją drogą daję głowę, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce
gdzieś na Środkowym Wschodzie, europejscy politycy piali by z zachwytu. Gdy
jednak ktoś wchodzi w ich kompetencje i interesy – sytuacja zmienia się
diametralnie.
- French President Nicolas Sarkozy said in a rare televised address on the steps of the Elysee palace in Paris. "The plan ... is the only way to solve Greece's debt problem." (Reuters)
- Daniel Knowles writing for The Telegraph has this story headline - Peace in Europe lasts just five days as Greece turns to blackmail
- Dutch Prime Minister Mark Rutte said he would try to prevent the referendum plan, saying he would "attempt to see that it doesn't happen." (AP)
- Socialist deputy Hara Kefalidou said "I cannot back a referendum which is a subterfuge by a government that appears unwilling to govern." (AP)
- French lawmaker Christian Estrosi said on France-Info radio that the move was "totally irresponsible." "I want to tell the Greek government that when you are in a situation of crisis, and others want to help you, it is insulting to try to save your skin instead of assuming your responsibilities," Estrosi said. (AP)
- Nicolas Sarkozy’s spokesman described Papandreou’s announcement as “irrational and dangerous” (Telegraph)
- Constantine Michalos, the president of the Athens Chamber of Commerce, called the proposal “an act of political blackmail” (Telegraph)
(HT Mish)
Kwestia trzecia –
Papandreou
zdaje się grać o coś więcej. Wczoraj
(1 listopada) rząd dokonał dużych zmian w kierownictwie armii – wymieniono szefów: sztabu generalnego, wojsk lądowych, marynarki wojennej i
sił powietrznych. W piątek (4 listopada) ma mieć miejsce głosowanie nad wotum
zaufania dla rządu, którego wygranie może się okazać delikatnie rzecz ujmując
problematyczne. Zestawiając z sobą powyższe zdarzenia (referendum, wotum
zaufania i roszady na najwyższym szczeblu armii) można dojść do naprawdę daleko
idących wniosków. Sytuacja w Grecji od dłuższego czasu zmierza w
niebezpiecznym kierunku, nastroje
społeczne są coraz bardziej radykalne, zaś prawdopodobieństwo "niekonwencjonalnych" rozwiązań wzrasta... Czyżby
Papandreou
bał się puczu? A może sam
chce mieć alternatywę na wypadek przegranego wotum zaufania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz