środa, 2 listopada 2011

Grecja po euro-szczycie


Nie minął nawet tydzień po euro-szczycie, a już sytuacja w Grecji staje się napięta niczym stringi na Ryszardzie Kaliszu. Grecki premier, Georgios A. Papandreou zapowiedział referendum (mające odbyć się prawdopodobnie w styczniu 2012), w którym Grecy zadedycować mają nad przyjęciem ustalonego przez Merkozego i spółkę planu. Kołtuny interesów sprawiają, iż trudno określić o co tak na prawdę toczy się gra.

Znamienne są trzy kwestie:

Po pierwsze, referendum byłoby szansą na lepszą przyszłość dla Greków. Z pewnością w ich interesie nie leży przyjęcie planu „ratującego Grecję” . Prowadzi on bowiem do trwającej ponad dekadę tułaczki przez pustkowia ekonomicznego niebytu, by ostatecznie doprowadzić grecką gospodarkę do stanu z 2009 roku. „NIE” w referendum oznaczałoby twarde bankructwo Grecji i powrót do własnej waluty – pierwszy krok w kierunku powolnej i prawdopodobnie bolesnej odbudowy. Oczywiście lud, pełen sprzeczności, kieruje się emocjami i wyciąga niespójne wnioski (jak to lud) – wg ostatnich sondaży 60% Greków nie akceptuje „planu ratunkowego”, ale też 70% chce pozostać w strefie euro.

Po drugie, greckie referendum mogłoby dać nadzieję na demokratyzację procesów mających miejsce w obrębie strefy euro, a także samej Unii Europejskiej. Wąskie grono osób zarządzających tymi podmiotami ma w głębokim poważaniu opinię zwykłych ludzi, którzy przecież „nie rozumieją idei integracji”. Swoją drogą daję głowę, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce gdzieś na Środkowym Wschodzie, europejscy politycy piali by z zachwytu. Gdy jednak ktoś wchodzi w ich kompetencje i interesy – sytuacja zmienia się diametralnie.
  • French President Nicolas Sarkozy said in a rare televised address on the steps of the Elysee palace in Paris. "The plan ... is the only way to solve Greece's debt problem." (Reuters)
  • Daniel Knowles writing for The Telegraph has this story headline - Peace in Europe lasts just five days as Greece turns to blackmail
  • Dutch Prime Minister Mark Rutte said he would try to prevent the referendum plan, saying he would "attempt to see that it doesn't happen." (AP)
  • Socialist deputy Hara Kefalidou said "I cannot back a referendum which is a subterfuge by a government that appears unwilling to govern." (AP)
  • French lawmaker Christian Estrosi said on France-Info radio that the move was "totally irresponsible." "I want to tell the Greek government that when you are in a situation of crisis, and others want to help you, it is insulting to try to save your skin instead of assuming your responsibilities," Estrosi said. (AP)
  • Nicolas Sarkozy’s spokesman described Papandreou’s announcement as “irrational and dangerous” (Telegraph)
  • Constantine Michalos, the president of the Athens Chamber of Commerce, called the proposal “an act of political blackmail” (Telegraph)
(HT Mish)

Kwestia trzecia – Papandreou zdaje się grać o coś więcej. Wczoraj (1 listopada) rząd dokonał dużych zmian w kierownictwie armii – wymieniono szefów: sztabu generalnego, wojsk lądowych, marynarki wojennej i sił powietrznych. W piątek (4 listopada) ma mieć miejsce głosowanie nad wotum zaufania dla rządu, którego wygranie może się okazać delikatnie rzecz ujmując problematyczne. Zestawiając z sobą powyższe zdarzenia (referendum, wotum zaufania i roszady na najwyższym szczeblu armii) można dojść do naprawdę daleko idących wniosków. Sytuacja w Grecji od dłuższego czasu zmierza w niebezpiecznym kierunku, nastroje społeczne są coraz bardziej radykalne, zaś prawdopodobieństwo "niekonwencjonalnych" rozwiązań wzrasta... Czyżby Papandreou bał się puczu? A może sam chce mieć alternatywę na wypadek przegranego wotum zaufania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz