poniedziałek, 21 listopada 2011

A gdyby tak pozwolić Włochom upaść...


Czas upływa, odliczanie do bankructwa Włoch trwa w najlepsze. „Godzina zero”, zakładając konwencjonalną politykę ECB jest kwestią dni, tygodni, najdalej kilku miesięcy. Rentowność włoskich 10-latek pod koniec tygodnia wynosiła 6,72% – raz w górę, raz w dół, ważne że w słusznym kierunku. Kolejne aukcje 25, 28 i 29 listopada, czekamy z niecierpliwieniem.

Szef ECB, Mario Draghi, jak i Niemcy stale zapewniają, iż Europejski Bank Centralny nie będzie interweniował inaczej niż do tej pory – z jednej strony przywoływane są niemieckie doświadczenia z hiperinflacją lat 20-tych, z drugiej strony argumentuje się, że interwencja jest niezgodna z traktatami. Prowadzone od maja 2010 roku zakupy obligacji na rynku wtórnym jasno wskazują, że dla chętnego nic trudnego (traktaty zabraniają zakupów na rynku pierwotnym). 

Zakładam więc, iż w krytycznym dla Włochów momencie wkroczy ECB i zadeklaruje gotowość użycia nieograniczonych środków w celu utrzymania rentowności na jakimś określonym poziomie. Swoją droga nie musi to oznaczać szaleńczego drukowania. Po skarceniu tych, którzy odważą się przetestować zapewnienia ECB, rynki same zaczną utrzymywać rentowność na pożądanym poziomie, w taki sam sposób jak na amerykańskim rynku długu.

Spójrzmy jednak na ten mniej prawdopodobny scenariusz. Czego możemy spodziewać się w momencie ogłoszenia bankructwa przez Włochy?

W pierwszej kolejności nastąpi „run” na włoskie banki (mowa nie o tradycyjnym wyciąganiu depozytów z banku, ale w postaci braku dostępu do finansowania na rynku międzybankowym), w których rękach znajduje się ok. 43% włoskiego długu (stan na maj 2011). Włoski sektor bankowy i bez tego przeżywa trudne chwile – po tym jak kilka dni temu Unicredit (największy włoski bank) zaraportował straty w wysokości 10,6 mld EUR, rynki zaczęły kwestionować możliwość zrolowania w 2012 roku 51 mld EUR długu.

W olbrzymich tarapatach znajdą się francuskie i niemieckie banki, posiadające włoskie w swoich portfelach obligacje o wartości odpowiednio 50 mld EUR i 35 mld EUR (całkowite włoskie zadłużenie  uwzględniające dług publiczny, sektora finansowego i prywatny, przypadające na banki z Francji i Niemiec wskazanych wyżej krajów to ponad 300 mld EUR i 120 mld EUR). Jednocześnie nastąpi gwałtowna ucieczka kapitału z najbardziej zagrożonych państw strefy euro – Belgii (rentowność 4,7%), Hiszpanii (6,5%) i Słowenii (6,9%). Ta ostatnia ma niższe zadłużenie (ok. 50% PKB), ale sektor finansowy jest ściśle powiązany z włoskim. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie pakował się w niebezpieczny dług tych państw, wiedząc że ECB nie zareaguje. W rezultacie i w tych państwach wystąpi panika bankowa. Bankructwo ogłosi Grecja, Irlandia i Portugalia, w celu pozbycia się długu i uniknięcia drastycznych pakietów oszczędnościowych. Problemy dotkną także krajów Europy Środkowo-Wschodniej (m.in. Węgier), a stąd tylko o krok od zawirowań w austriackich bankach posiadających ekspozycje w tamtym rejonie Europy. 

Zawirowania wkrótce uderzą w amerykańskie banki, głównie poprzez instrumenty CDS. W przypadku Włoch niemożliwe będzie uniknięcie „zdarzenia kredytowego” (czyli formalnego bankructwa, uruchamiającego płatności związane z instrumentami CDS), jak to miało miejsce w przypadku Grecji – straty będą zbyt duże, by banki zdołały je na siebie dobrowolnie przyjąć. Same banki JPMorgan Chase i Goldman Sachs ubezpieczają ponad 5 bln USD obligacji, podejrzewam że lwią część tej kwoty stanowią CDS’y na dług europejski. Amerykańskie banki są narażone także ze względu na brak transparentności w kontekście ekspozycji na dług oraz trudnej do oszacowania odporności na zawirowania. W pamięci są także wydarzenia z roku 2008, kiedy to do ucieczki inwestorów dochodziło przy najmniejszych poszlakach zwiastujących kłopoty. 

I właśnie dlatego uważam, że EBC chcąc nie chcąc zainterweniuje. Z jednej strony finansowa katastrofa będąca spektakularnym początkiem głębokiej depresji, albo miękkie lądowanie (także prowadzące do depresji, ale tej łagodniejszej i pozbawionej „fajerwerków”). Wybór mimo wszystko wydaje się dość prosty.

PS. BBC stworzyło bardzo ciekawe interaktywne narzędzie pokazujące stan całkowitego zadłużenia państw i rozbijające je na dług należny bankom z poszczególnych krajów. Należy wziąć pod uwagę, iż przedstawiane liczby dotyczą nie tylko długu publicznego, ale także prywatnego i sektora finansowego.

(kliknij na obrazek, żeby uruchomić)

PS2. Hiszpania piątym krajem Europy, w którym kryzys wymiótł dotychczas sprawujących rządy. Zmiana raczej symboliczna, zwycięzcy z pod sztandarów „Popularity Party” będą mieć absolutną większość, więc i odejścia od „pakietów oszczędnościowych” raczej nie będzie. Przy 22% bezrobociu może to mieć ciekawe skutki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz